PROLOG ORAZ ROZDZIAŁY 1,2 "PAMIĘTNIKA JACKIE"

Prolog

Śpiesz się kochać bohaterów, bo autorzy ich tak szybko wykańczają...

Czy chcesz wejść w jej historię? W ich? Faktycznie trzeba by było napisać ich historie... Każdy z nich wniósł coś w jej życie, czegoś ją nauczył, kochać albo cholernie nienawidzić...
Każdy ma z nią osobną historię, ale można napisać, że jest to jedna historia, bo ona jest jedyną kobietą, nie licząc epizodów związanych z lafiryndami, które nie wiadomo kto zaprosił do tej historii.
Wszystko zaczyna się od facetów i wszystko się na nich kończy, jednak koniec to koniec, a nie "sfera przyjaźni". Może i zrobi dla ciebie wszystko, ale wiedz, że drugi raz amor go nie trafi, a wiadomo facet to świnia i każdą chwilę słabości wykorzysta...
Czy facet może dać prawdziwe szczęście? Niech odpowiedzią będą życiowe doświadczenia Candy.



----------




1


Pewnie się zastanawiasz jak zacznie się ta historia... Dla kogo skończy się dobrze, a dla kogo beznadziejnie? Historia opowiada ze szczegółami o mnie i o nich...i o naszej sypialni. Czy pytałam ich o zgodę, żeby to spisać na papier? - pada pytanie w mojej głowie, że pewnie byś o to zapytał na konferencji, której i tak bym nie zaaranżowała. - co ty, bo czy potrzebuję od tych płci brzydkich pozwolenia? 

Nie wydaję mi się, a jeśli nawet, to dla obrony oznajmię, że zaczerpuję źródła tylko z własnych wspomnień, które są tylko moją własnością i nikogo więcej. Zwłaszcza nie tych kretynów, z którymi zdarzyło mi się spędzić kilka chwil, a czasem nawet więcej niż parę chwil. Ciekawe to, prawda?

Przecież kretyn jest kretynem i nic i nikt tego nie zmieni... Chociaż może kiedyś wierzyłam w "odkretynianie" czy coś w ten deseń, ale to zamierzchłe czasy, wiesz? Ale wróćmy do jasnej sytuacji: kiedy do niego podchodzisz, to czy na pewno wiesz, że okaże się być kretynem? Przypuszczalnie jest miłym gościem w dresowych spodniach, nie ruszającym się nigdzie bez akompaniamentu hip- hopu, puszczonego ze swojej komóry; kumple stanowią dla niego priorytet w życiu, zrobi wszystko, by należeć do grupy i być "na czasie" w imię lansu, nie, nie honoru - lansu. Niestety.

Pamiętam, że poznałam Patrick'a na potańcówce w szkole. Nie znałam wtedy jeszcze smaku wszystkich upiększaczy i "wypychaczy" cokolwiek rozumiesz przez to słowo, bo nie ja jestem jego kreatorem. 

-Tańczysz, kociaku? - miał w zwyczaju się tak do mnie zwracać i porywać mnie na parkiet, choć co prawda nie umiał tańczyć za grosz, najlepiej wychodziło mu chyba miażdżenie stopami moich, jednak zakochałam się w nim i to po uszy. 

Chociaż liczyli się dla niego bardziej kumple niż ja, tańczyć nie umiał, więc po jakimś czasie dyskoteki odpadały; palił jak smok i kłamał, że tego nie robi, a świeżego oddechu też nie zawsze miał, ale co prawda, to prawda - nie ma ideałów. Sama jestem tylko kobietą o imieniu Cukierek, który już tylu mężczyzn (ale tylko terminem mężczyn) skosztowało, aczkolwiek imię nieprawdziwe nie ma nic do imienia prawdziwego, które brzmi po prostu: Jackie.

-Jesteś piękna Candy, zdajesz sobie sprawę, że nie dam ci tak łatwo odejść? - Słodził Patrick, gdy udało nam się na chwilę oderwać od jego kumpli i ich wrednych dziewczyn.

-Wiem, czego chcesz i ja tego chcę.

Trwała ta przygoda, nie długo, bo tylko kilka miesięcy. Oczywiste jest to, że to z jego winy się rozstaliśmy. Ja nie miałam nic do zarzucenia, po za tym, że stawiał chłopaków ze swojej paczki wyżej ode mnie to wszystko mi pasowało, a najbardziej jego usta do moich.

-Kocham cię. - zdarzało mi się mówić w pobliżu jego kolegów, a on uśmiechał się zadziornie i opatulał moją talię swoimi ciepłymi dłońmi. A jego koledzy z uznaniem kiwali głowami. Było to strasznie głupie i dziecinne zachowanie z mojej strony, bo wszyscy wiedzieli na co się szykuje, ale nie ja. 

Od początku mnie zdradzał z moją przyjaciółką, zabawne prawda? Nigdy byś nawet nie pomyślała, że twoja najlepsza psiapsióła ujeżdża twoją miłość. A kto by w ogóle pomyślał? Nie napiszę o niej, bo musiałaby powstać osobna historia z życia wzięta, a tego wolałabym uniknąć, a ona chyba też. Wracając, później wszystko poszło jakoś z górki. Musiałam znaleźć sobie nową koleżankę i nowego chłopaka, a że nie byłam jakoś super bojaźliwa, a zderzaki u mnie od początku były w jak najlepszym porządku, to nie musiałam długo czekać aż na horyzoncie pojawi się nowy chłopiec do zabawy w miłość. 

Chyba nie myślałeś, że to koniec historii i, że ten brutal na literę P. to Patrick z potańcówki? Nie, broń Boże. Nie o niego tu chodzi, a zupełnie o kogoś nowego. Od którego w sumie zaczyna się cała ta historia. Historia ma początek właśnie w jego lekko umięśnionych ramionach, w jego zielonkawych oczach i w jego spodniach.

-Candy? Na prawdę masz tak na imię? - czasami nie dowierzał, posyłając zalotne spojrzenie w moją stronę. Zwłaszcza wtedy, gdy przedstawili mi go moi znajomi na dyskotece poza Bristolem. Było to wówczas, gdy skończyłam lat dwadzieścia i nie które rzeczy w głowie już miałam poukładane, zwłaszcza, gdy chodziło o bliższe kontakty męsko-damskie i jaki poniekąd jest mój ideał mężczyzny do kochania i pokochania. A może i istnieje taki do jednego i drugiego? Niech mnie życie zaskoczy...

-A ty na prawdę jesteś taki niegrzeczny, jak mówią? - spytałam, a on odpowiedział mi pełnym zaczepności uśmiechem i już wszystko wiedziałam, w co wdepnęłam. Uwielbiałam jak brał mnie na kolana, wówczas mogłam go drażnić, gryząc w ucho czy szczypiąc w pierś. Ważną kwestią jest to, że posiadał tatuaże na przedramionach i na klatce piersiowej oraz lubił bić w mordę, gdy ktoś na mnie spojrzał jak na kąsek.

Wiedział, że uwielbiałam jego tatuaże, dlatego wytatuował sobie pewnego dnia coś na wzór uczucia, którym mnie darzył. Precyzyjnie mówiąc, pod lewą piersią wykonał mu artysta napis o treści "You're my butterfly Candy, baby"

Kochałam Patrick'a z całych sił i myślałam, że on tak samo kocha mnie. Za jego prośbą opuściłam, poniekąd 'rodzinną' Anglię i wyjechałam razem z nim do Ameryki. Dlaczego poniekąd? Już tłumaczę dlaczego. Bowiem tata był Brytyjczykiem, a mama Rosjanką. Mama nigdy nie znosiła deszczowej Anglii i nie chciała, żebym tu dorastała, jednak sprawę rozwodową wygrał mój tatulek, który był wpływowym gościem w Bristolu i w samym Londynie. Mama wyprowadziła się do Grodziska Mazowieckiego pod Warszawą i mieszka tam po dzień dzisiejszy.
Był to najszczęśliwszy dzień w moim życiu, gdy w Stanach poszłam z Patrickiem do urzędu cywilnego. Byłam młodą gówniarą z dwudziestoma kilka latami na koncie, gdy wyszłam pierwszy raz za mąż. Byłam tak w niego zapatrzona, że zrobiłam sobie za ostatnie pieniądze tatuaż na kostce z jego imieniem.

Tak szybko biegło nam to szalenie razem spędzone życie, że w pewnym momencie miłość stała się dla nas obowiązkiem zamiast przyjemnością. Kochaliśmy się miłością nastolatków, zdarzały się sprzeczki i nawet przemoc fizyczna, ale przecież to nie koniec świata, tłumaczyłam sobie. Patrick rozkręcał się jako raper, a ja byłam tylko dodatkiem w rodzaju dziewczyny do bzyknięcia przed występem i po. Gdy po raz pierwszy napisali o nim w jakieś gazecie, pękałam z dumy. Następnie był projekt na pierwszy teledysk do jego wersów. Nawet nie wiem o czym dokładnie rapował, ale możliwe, że o mnie, lecz w tam tej chwili ważniejsze było dla mnie, żebym dobrze wypadła na wideoklipie, bo uznał: "nie ma piękniejszej dziewczyny, więc nie wyobrażam sobie nikogo innego niż ciebie w tym wideo". I od tego wszystko się rozpoczęło.

Wkroczyłam niepewnym krokiem do show biznesu, jednak z biegiem czasu zaczęło mi się to raz po raz bardziej podobać. A ludziom odpowiedzialnym za rozwijanie kariery raz po raz bardziej podobała się moja osoba. Po dniu, gdy w Internecie pojawił się teledysk z moim udziałem, nagle przestałam być niewidzialna. Fora plotkarskie wrzały, tracąc czas na ocenianie mojej osoby i szukając czegoś pikantnego na mój temat - bez ustanku, a jeszcze zadzwonił do mnie mężczyzna, podając się za "łowce" modelek z Agencji. W ogóle coraz częściej kłóciliśmy się z Patrickiem zamiast się kochać; chyba wyczuwał, co się wydarzy.

-Nie wiem, dlaczego się tak denerwujesz... - tłumaczyłam się przed nim, chociaż i tak nie chciał tego słuchać. - przecież to nic nie zmieni.

-Każdy tak myśli. - odparł ze ściągniętą twarzą i dolał sobie wódki. - show biznes to nie zabawa, Candy.

-Poradzę sobie. Daj mi spróbować, chociaż ten jeden raz. Proszę. - błagałam i w końcu się zgodził.

Na następny dzień już siedziałam na obrotowym krześle przed kwadratowym lustrem, a wokół moich włosów i mojej twarzy kręciły się wizażystki.

-Masz dużą szansę zostać supermodelką, na prawdę masz duże możliwości. Widzę ogromny potencjał. - osładzał mi czekanie na krześle fotograf, który do mnie dzwonił. Na prawdę mu uwierzyłam. Sama sesja zdjęciowa szybko mi zleciała i zgodziłam się na podpisanie umowy. Toć nie miałam pracy, a nie chciałam być na utrzymaniu męża.

-Mój mąż na początku nie zgadzał się, żebym tutaj przyszła. - odezwałam się na wyjściu do fotografa.

-Zazdrości ci, bo masz większe szanse na karierę. - odparł, otwierając mi drzwi na korytarz.

Wtedy zrozumiałam, czego tak na prawdę chcę w życiu: pragnęłam zostać fotomodelką, a wiedziałam, że tatulek mi w tym pomorze, w końcu był wpływowy bardziej niż kto inny.

-Lecę do Anglii. - zakomunikowałam mężowi, pewnego chłodnego wieczoru.

-Kiedy wracasz? - zapytał obojętnie, siedząc na kanapie, bujając w ręce szklanką pełną wódki. Ostatnio coraz częściej kończył występy sięgnięciem za alko. Nie odpowiedziałam mu. Jednak za moment sam udzielił sobie odpowiedzi.

-Nie wracasz.

"Lecę do Anglii" oznaczało odwiedzenie mojej rodziny oraz definitywne rozstanie, jednak nie umiało mi to przejść przed gardło, bo czułam wtedy ostrze na gardle. Jednak po jakimś czasie to minęło.

W Anglii pracowałam z niesamowitymi ludźmi. Robili wszystko, żebym dobrze się czuła, a przy tym, żebym miała wspaniałe zdjęcia. A przyznam na prawdę byłam fotogeniczna. Tata wszystkim się zajął, a ja powolutku zaczęłam się czuć jak sama Anja Rubik czy Dżoana Krupa - dobra nie przesadzajmy, ale takie miałam odczucia. Wszyscy w Anglii znali Candy Catness, znali mnie jako modelkę z teledysków, okładek magazynów i reklam. Doprawdy nie spodziewałam się, że jeden wyjazd i jedno spotkanie z fotografem może odmienić życie: jednemu je ulepszyć, a drugiemu - zniweczyć, w tym przypadku mojemu byłemu mężowi.

Jak to byłemu? A tak to, do Stanów, do Los Angeles wróciłam tylko po to, żeby złożyć papiery rozwodowe i zakończyć pożycie małżeńskie trwające rok i kilka miesięcy. Widocznie nie byliśmy sobie pisani, tylko tatuażu szkoda.



-----------




2


Kolejny facet zawrócił mi w głowie i to w krótkim czasie od rozwodu z Patrickiem. Nie minęły nawet dwa miesiące, a w gazetach pojawiła się pierwsza plotka o moim mniemanym romansie z niejakim Anthonym S. I jak w każdej plotce bywa ziarenko prawdy, tak w tej nie było inaczej. 

Poznałam go zbiegiem okoliczności, ale nie mogłam przejść obok niego obojętnie! Nawet, gdybym chciała pobyć jeszcze smutną młodą rozwódką, której się żałuje i współczuje, to mało prawdopodobne, że bym o nim zapomniała i już nie spotkała. Tak czy owak - w końcu i tak bym uległa, a do tego mam pewność, a powód był bardzo prosty - widywałam go prawie codziennie.

Zakazana miłość podobno smakuje najlepiej, a w tym przypadku: jako świeża rozwódka, nie należało się tak szybko obnosić z nową miłością jak to zrobiłam ja.

Jednak nie miałam tego na umyślę. Uczucia wyszły same z siebie - z wnętrza. Ale może po kolei... pewnie ciekawość zjada cię od środka kim w ogóle był Tony, że tak zwrócił moją uwagę. Tak u prawdzie od tego należałoby zacząć ten rozdział. Po rozwodzie stałam się gwiazdą, celebrytką - nazywaj to jak chcesz - w całej Anglii nikt nie mówił o niczym innym niż o mnie i o moim nagłym rozwodzie. Dopiero teraz przedstawiciele prasy puknęli się mocno w głowę, że CÓRKA PREMIERA Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii wzięła rozwód i w ogóle od kiedy premier ma córkę?! - takie pytanie było na porządku dziennym w UK. 

Mało kto orientował się i kojarzył mnie z premierem i liderem jednej z partii w Wielkiej Brytanii, a ja nigdy nie sądziłam, że tato może mi pomóc w rozkręceniu kariery, a jednak. Bycie córką premiera - a dodatkowo cholernie piękną dwudziestokilkuletnią kobietą - dawało mi już rozgłos w Europie i poza nią. Nawet i bez tego, że jeszcze nic takiego nie osiągnęłam (oprócz nieudanego małżeństwa, ale to się wytnie).

Definitywnie po zakończeniu pożycia małżeńskiego wróciłam do Anglii. Tato w międzyczasie przeprowadził się do rezydencji w Londynie, która również stała się moim domem. Zamieszkałam razem z nim w tym wielkim pałacyku, który odzwierciedlał moje wyobrażenia jako dwunastolatki i zamku dla księżniczki. 

W ten dzień, gdy czarna limuzyna mojego ojca przywiozła mnie pod rezydencję, wówczas pierwszy raz go zobaczyłam. 

To właśnie był Tony. 

Elegancja - tak powinien mieć na drugie imię, bo to jako pierwsze rzuciło mi się w oczy, gdy z wdziękiem opuszczałam limuzynę, eksponując nogi i tajemniczo się uśmiechając, on podpierał, wtedy starodawne wielkie wytworne drzwi, odziany w idealnie skrojony garnitur i gustowne buty. W ręce brakowało mu tylko teczki, jednak taką ową posiadał, ale zostawił ją wówczas w środku. Może i zewnętrznie reprezentował typ grzecznego chłopca, ale myśli miał na pewno grzeszne. 

-Witaj piękna, mam na imię Anthony, jestem prawą ręką twojego ojca, który nie zdążył przybyć, dlatego ja dostałem zadanie oprowadzenia cię po okolicy. - powiedział na powitanie, składając pocałunek na mojej dłoni. - chyba często będziemy się widywać. - dodał z szalonym, jednak z pełnym gustu uśmiechem. Był nakręcony jak szwajcarskie zegarki.

-Chciałabym poznać cię bliżej, Tony. - odparłam mu zdecydowanie, uśmiechając się subtelnie, jednak z dystansem.

-Doprawdy nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny jak ty. - odezwał się, gdy weszliśmy do środka.

-Doprawdy? - przedrzeźniałam jego polityczne przysposobienie. - Czyli jakiej? - spytałam.

-Która po kilku sekundach znajomości sprawia, że zapominam jak się nazywam.

Wtedy już wiedziałam, że nie mogę zostać obojętna na jego komplementy. Anthony "Tony" cholernie mnie pociągał jako polityczna, prawna postać. Może dlatego, że diametralnie różnił się od facetów z którymi wcześniej się zadawałam?

Tony urzekł mnie elokwentnym i gentlemeńskim sposobem bycia, który tak daleki był Patrick'owi... Myślisz pewnie, że suka ze mnie, że obgaduję swojego ex. I poniekąd masz rację. Patrick bardzo przeżył nasz rozwód. W wielu wywiadach wspominał, że tęskni za mną i chciałby wrócić, jednak to należało już to przeszłości, zamkniętego rozdziału mojego życia. Powiedz, jaki był by sens, gdybyśmy nadal byli małżeństwem, gdy więź emocjonalna i fizyczna zanikła nieodwracalnie? No właśnie, a tak prawnie się to nazywa "nieodwracalny zanik więzi", których chyba zawsze nam brakowało...

Jednak teraz skupmy się na prawej ręce mojego ojca. Nie patrząc na naszą dużą różnicę wieku, wszystko było idealnie. Był seksownym - z mojej opinii - ciemnym blondynem z parą błękitnych oczu. Można by porównać go do Brada Pitta w młodości, jednak nie całościowo. Tony posiadał inny kształt nosa, ale tak samo zawadiacki uśmiech jak Pitt.

-Wiesz, chyba źle robimy. - Tony pewnego dnia miał wyrzuty sumienia. Nie lubił okłamywać mojego ojca, w sprawie, że ze mną nic go nie łączy.

-Co poradzę, że doprowadzasz mnie do szaleństwa. - odparłam i wciągnęłam go z powrotem do łóżka. - powtórzysz to świństwo? - spytałam z rozbawieniem, a Tony przygniótł mnie swoim ciałem i zaczął mnie całować i zwilżać mi dekolt swoim językiem, co doprowadzało mnie do utraty tchu.

-Dobrze ci? 

-O, tak...

Bałam się, że wszystkie plotkarskie szmatławce mnie zjedzą, gdy nasz romans w oczach świata okaże się prawdą, dlatego skrywaliśmy nasze uczucia przez dwa kolejne miesiące, po których oficjalnie zostaliśmy okrzyknięci "najgorętszą parą miłości zakazanej". 

Od tamtego czasu wszędzie widywano nas razem. Na jakiś premierach, pokazach mody czy innych rodzajach imprez. Stawaliśmy razem na ściance, objęci i uśmiechnięci, żeby paparazzi mogli zrobić nam z kilkaset niepotrzebnych zdjęć. Jednak cieszyliśmy się takim przebiegiem wydarzeń. 

Mój ojciec zawsze lubił Tone'go, dlatego nie widział nic przeciwko, gdy dowiedział się o uczuciach jakie nas targały wobec siebie.

Wszystko zaczęło się układać w piękną mozaikę życia: Tony i ja i nasz kwitnący związek; moja kariera nabierała szybszego tempa, a jego stała w równowadze u boku mojego ojca, chociaż wiedziałam, że marzy, żeby kiedyś zająć jego miejsce. Ale nie przeszkadzało mi to, wbrew przeciwnie - imponowała mi jego ambicja.

Czy myślałam o kolejnym zawarciu związku małżeńskiego? No way. Nie, kolejnego takiego błędu nie chciałam popełnić, wystarczało mi to, że byliśmy zaręczeni. Aczkolwiek Tony wspomniał o ślubie z kilka razy (w końcu nie był już w kwiecie wieku) i do tego również dochodził temat dziecka. Nie znosiłam z nim o tym rozmawiać, nie byłam gotowa na macierzyństwo. Anthony tymczasem ubzdurał sobie, że zrezygnuję z kariery, żeby urodzić mu dzieci - skwitowałam to śmiechem. Czy on na pewno myślał o mnie? Ja i matka. To wielka różnica! Nie nadawałam się na matkę! A na pewno nie wtedy.

-Przecież poradzimy sobie, możesz zrezygnować na jakiś czas ze swojego zawodu... - nadal nie docierało do niego, to, że nie zamierzałam zakładać jeszcze rodziny.

-Tu wcale nie chodzi o pieniądze...

-To o co? - pytał świdrującym wzrokiem. 

-Po prostu nie mam ochoty, uganiać się teraz za jakimś bachorem... - rzuciłam lekko zirytowana.

-To jest ten powód? "Bo nie masz ochoty"?! A co ze mną? - tracił nad sobą kontrolę, chciał mnie uderzyć, ale tego nie zrobił. Przywykłam, że często wyprowadzałam facetów z równowagi. Tak samo było z ojcem i moją matką.

-Nie moja wina, że nie jesteś coraz młodszy! - wygarnęłam mu w twarz i natychmiast tego żałowałam. Przechodziliśmy razem kilka kryzysów: kilometrowe (on w Anglii, a ja w Australii na sesji), pieniężne ("Po co ci kolejna taka sama sukienka?" "One są zupełnie różne!!!") i właśnie dotyczące rozmów o dziecko.

Od rosnącej fali tematu o dziecko, przestałam czerpać przyjemności z seksu. W trakcie stosunku myślałam tylko o jednym, o tym, że Tony stara się jak może, żebym zaszła, co zaczęło doprowadzać mnie do szału.

-Na prawdę jestem zmuszona do ostateczności. Na jakiś czas kurz i tańczące cienie na ścianie w naszej sypialni ustaną. Boli mnie głowa o tego całego twojego narzekania. - wycedziłam przed wyjściem i wyszłam, gdzie czekała na mnie już limuzyna. Wówczas, gdy kierowca ruszył, popatrzyłam w tylną szybę i ujrzałam Anthony'ego przed domem, z rękami w kieszeniach. Jego usta i oczy mówiły wszystko. 

"Przepraszam" - szepnęłam i chuchałam w szybę, żeby narysować na niej palcem koślawe serce, oddające obraz naszej miłości. 

Byłam w drodze na lotnisko, z którego wyleciałam do słonecznej Portugalii, gdzie pobyt wcale nie poprawił mi samopoczucia. 

Wówczas, gdy pozowałam fotografowi w stroju kąpielowym na plaży, a później przy basenie niemiłosiernie gryzło mnie sumienie w jaki sposób pożegnałam Tony'ego. Nie potrafiłam skupić się na pracy, tylko moja głowa była pełna myśli o nim. Tuż po zdjęciach zadzwoniłam do niego.

-Halo? - odebrał, zmęczonym tonem głosu.

-Tu Candy, przepraszam za wszystko. - odezwałam się. W słuchawce długo panowała głucha cisza, ale po jakimś czasie usłyszała w końcu jego głos:

-Nie, to ja przepraszam. Przepraszam, że zająłem ci te dwa i pół roku... - odparł i zakończył połączenie.

-Tony?! Nie odkładaj słuchawki! Tony! - schowałam cieknącą twarz w dłoniach.

Po powrocie starałam się ratować nasz związek, ale moje poczynania nic nie dały. Oddalaliśmy się od siebie i pamiętam to dokładnie, było to odczuwalne na każdym kroku. Obiecywałam Anthony'mu, że za kilka lat może zdecyduje się na dziecko, jednak on tylko na to uśmiechał się, a oczy miał przepełnione smutkiem. Ja nie umiałam się zdecydować, więc on zdecydował pierwszy, że chce rozstania. 

Nawet nie wyobrażasz sobie jak mnie to wkurzyło, gniew zaczął płynąć mi w żyłach zamiast krwi, gdy biłam go pięściami i wyzywałam od najgorszych. On nie mógł się ze mną rozstać, tylko ja z nim.

I tak się kończy różnica przekonań - historia o nas. Chociaż wiesz już z kim się nie wiązać.

· elegantszy od ciebie
· mający więcej lat niż ty



-----------








Proszę, za prośbą dodaję! :) Niedługo kolejne rozdziały :) A i zapraszam: http://bunkotw.blogspot.com/2016/06/zwiastun-pierwszej-do-odstrzau.html

Bunko ☺♥


3 komentarze:

  1. Przeczytane;) Pojawiło się kilka błędów, ale nie jestem w stanie ich wypisać. Historia jest bardzo ciekawa, ale głównej bohaterki nie polubiłam. Odbieram ją jako snobistyczną gwiazdę, która myśli tylko o sobie, a moralność ma gdzieś. Ale ciekawi mnie dalszy ciąg;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne opowiadanie! Zagoszczę tutaj na dłużej. Świetna historia przedstawiona z punktu widzenia bohatera - podziwiam. Póki co nie wiem czy lubię Candy. Wydaje się samolubna i mocno zapatrzona w siebie, ale mam wrażenie, że to tylko pozory - okaże się z czasem! :)
    Dziękuję za odwiedzenie mojego bloga. Dodaję do linków.
    ________
    Pozdrawiam, Devirose
    wczorajszy-dzien.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj :) To dużo dla mnie znaczy.

*

© grabarz from WS | XX.