WYŚNIONE 3



Krótki opis - streszczenie
Ta historia to zupełnie inny świat. Przez Europę przeszła tragedia wojny. Po dziesięciu latach sytuacja na świecie się ustabilizowała na nowo. Nowe zasady. Nowe podziały. Nowe myślenie. Powstały w Nowej Europie Trzy Bloki. W każdym z nich panuje inna atmosfera - w Jedynce rządzi wojsko, w Dwójce ludzie podobno są szczęśliwi, w Trójce nie wiadomo co się dzieje, bo władza wprowadziła cenzurę. 
Bohaterami są dwie pary. Ich historia budowy relacji między sobą różnią się, jedynym wspólnym elementem jest miejsce  - Blok Pierwszy, w którym ludzie marzą o Złotym Przywileju Emigracji. 
Historia o zabarwieniu fantazyjnym; dla osób z otwartą wyobraźnią; występują fragmenty napisane z przymrużeniem oka; 
kategoria: komedio-dramat









Wyśnione 3 – 2 lipiec 2016 (mecz Niemcy – Włochy).




Nie było już starej Europy, którą wszyscy pamiętali. Zostały wytyczone inne granice, rozdzielające nowo powstałe państwa. Ludzie również stali się inni niż byli. Wojna, która po dziesięciu latach w końcu się skończyła, przeformowała społeczeństwo. Na miejscu czterdziestu sześciu państw powstały trzy bloki. Każdy blok różnił się od siebie. W Pierwszym – najbardziej wysuniętym na zachód i obejmującym starą Wielką Brytanię i niżej położone państwa, panowała pozorna wolność. Tak naprawdę panowała tam cały czas okupacja. Ludzie nie chcieli wpleść się do szeregów nowego, bardzo podobnego do nazistowskiego kraju, gdzie wszystko było „dozwolone” jeśli nie naruszało autorytetu kanclerza, polityków i innych sfer, na które nowi rządzący byli uczuleni.
Drugi Blok – w środkowo południowej starej Europie, nie przypominał bloku Pierwszego w żadnej mierze. Przebiegał od kiedyś istniejącej Estonii na południe. Położony między Morzem Bałtyckim na północy a Morzem Śródziemnym na południu. Rozciągał się wzdłuż granicy Łotwy, Litwy, Polski, Czech, Słowacji, Węgier i Państw Słowiańskich – na zachodzie i wzdłuż granicy ze starą Rosją – na wschodzie. Jego zasięg sięgał aż po wyspy, nazywane kiedyś Greckimi. Miał dostęp do Mórz Jońskiego i Czarnego. Mówiono, że to właśnie ten blok jest najpotężniejszy. Ludzie w nim byli prawdziwie szczęśliwi. Nikt nikogo nie trzymał pod kluczem, a i więzienia nie funkcjonowały tak jak wcześniej. Każdy mógł wyjechać bez wcześniejszej pisemnej zgody. Tak przynajmniej mówiono.
No i w końcu Trzeci Blok – największy i najbardziej wysunięty na wschód. Przez niektórych nazywany Putinoziemią. Mieszkańcy Nowej Europy najmniej orientowali się, co takiego słychać w tym miejscu, być może dlatego, że Blok ten przekraczał osiemnaście milionów kilometrów powierzchni. Ziemie te rozciągały się od granicy Drugiego Bloku poprzez północną część Azji (gdzie również zaszły zmiany terytorialne) po Ocean Spokojny. Państwa poniżej Morza Czarnego również dołączyły do Bloku Trzeciego. Między innymi były to Turcja, Gruzja, Kazachstan, Syria. Obywateli Putinoziemi charakteryzowała zgodność religijna. Prawie sto procent wyznawało wiarę w Allaha. Więcej informacji o tym Bloku było trudno zdobyć. Ziemie te zostały odgrodzone wysokim murem, przez który przemieszczali się tylko upoważnieni.
Prawda była taka, że trzy bloki prowadziły ze sobą niekończące się rozmowy o ewentualnym złączeniu w przyszłości w jeden potężny Blok. Jednak ludzie nie byli na to gotowi. Takie przynajmniej chodziły plotki. Co ciekawe, językiem urzędowym były trzy języki – angielsko-niemiecki, polsko-czeski i rosyjski.


Katalina i Ibrahim. Blok Pierwszy.
Dwadzieścia pięć kilometrów do Granicy.

Życie – a może wojna, zdecydowało, że musieli nauczyć się żyć na nowo w Bloku Pierwszym. Nie marzyli o niczym innym jak o przedostaniu się do Kraju Kwitnącego (tak właśnie między sobą nazywali swój upragniony kraj – Blok Drugi). Przodkowie obojga pochodzili z terenów starych Węgier. Ich kultura i zawężone więzi ze swoimi rodzinami, spowodowały znajomość języka Węgierskiego, który był co najmniej dziwny, gdyby porównać go do angielskiego lub niemieckiego. Niczego sobie nie robili z zakazów, mówiących o niewracaniu do przeszłości. Wszystkie spoty reklamowe, zawieszone na ścianach budynków brzmiały wszędzie tak samo. Patrz w przyszłość. Budujemy przyszłość tutaj i teraz. Nie warto wracać do tego, co było. Przeszłość nie wróci.
Katalina i Ibrahim byli przyjaciółmi. Ich przyjaźń stała się mocniejsza, po tym jak poznali, że mają ten sam cel. Postanowili wzmocnić siły. Co miesiąc lub co dwa tygodnie przeprowadzali się bardziej na wschód. Wiedzieli jaka panuje sytuacja w tym Bloku, dlatego każdej nocy spali niespokojnie, budząc się przy najmniejszym trzasku. Ich życie toczyło się w wielkim stresie i bojaźni. Nie mogli być pewni następnego dnia. Wciąż trwała wojna, ale największa wojna toczyła się w ich sercach. Na ulicach stacjonowało wojsko, a ludzie zamieszkiwali wspólne bloki mieszkalne, w których jedynie sypialnie mieli na własność. Reszta pomieszczeń była wspólna. Rząd chciał przez zbudowanie takich mieszkań, stworzyć wspólnoty, które nie zechcą opuścić swój ukochany nowo powstały kraj. Taki był plan, jednak w praktyce wyglądało to całkowicie inaczej. Codziennym posiłkiem był strach. Niektórzy – zazwyczaj starzy ludzie, którzy pamiętali komunizm i II Wojnę Światową, mówili, że przypomina im to stan wojenny. I nie było inaczej, jak mówili. Godzina wytchnienia – niegdyś nazywana godziną policyjną, trwała od dwudziestej drugiej do piątej rano. Rząd tłumaczył się tak.
-Godzina wytchnienia została wprowadzona specjalnie dla obywateli. – mówi kanclerz z ekranu telewizora, uśmiechając się bez przekonania. - Obywatele w jej godzinach powinni zostać w domach. Poddać się odpoczynkowi, spędzeniu czasu ze swoim najbliższymi, rozwijaniu wzajemnych relacji. Dzięki kompleksowi budynków nie trzeba wychodzić na zewnątrz, żeby dostać się do towarzysza na końcu miasta. Wystarczy przejść przez korytarz, który łączy w sobie cztery duże wspólnoty. Dodatkowe znajdują się tam skupiska sklepów, dlatego nie ma potrzeby, żeby wyjść po coś do jedzenia.
Katalina uważała, że telewizja kłamie. Ibrahim był mniej wojowniczy, wolał siedzieć cicho, podczas, gdy jego koledzy wychwalali rządy kanclerza. Nie byli parą, przypominali bardziej rodzeństwo – troszczyli się o siebie wzajemnie. Ibrahim łapał się jakichś męskich ciężkich robót, które pozwoliłyby im się na nowo przeprowadzić i przekupić policję graniczną. Kata zostawała w domu, jednak nie siedziała bezczynnie. Chodziła do sąsiadki i pomagała jej przy obiedzie lub opiekowała się dziećmi – których była bardzo nikła liczba. Prace trwały codziennie, jedynie niedziele były wyłączone spod obowiązku pracy. Rząd Jedynki chciał jak najszybciej przegonić gospodarkę Dwójki i Trójki. Dumny oszust, schowany za maską uprzejmości i szczerości, wołała na niego Katalina, gdy Ibra nie zdążył wcześniej zatkać jej ust.
-Przestań, jeszcze ktoś usłyszy. – Mówił jej wtedy, gorączkowo rozglądając się wokoło, czy nikt się im dziwnie nie przygląda i czy nie dzwoni na policję.
-Oh, sam przestań. Nie mogę tłumić w sobie prawdziwych uczuć. – Poskarżyła się.
-Wiem, skarbie. – Objął ją ramieniem. – Jeszcze tylko trochę. Wytrzymasz. Proszę, zrób to dla mnie, jak nie chcesz dla siebie.
Kobieta głośno westchnęła. Gdy napotkała pytające spojrzenia swoich „domowników”, posłała im uspokajający uśmiech i szepnęła do swojego przyjaciela, brata, kogoś więcej.
-Dobrze. Nie mogę cię zostawić. Musimy skończyć, to co zaczęliśmy razem. – Położyła mu głowę na sercu.
Pewnego dnia powtarzali sobie Węgierskie słówka, siedząc w swoim ciasnym – ale własnym, pokoju.
-Szeretem a második blokk.*
-Szeretem, szeretlek, szeretik a második blokk.*
Śmiali się jak z dobrego dowcipu. Byli tacy szczęśliwi, że zostało im tylko około dwadzieścia pięć kilometrów. Nagle, usłyszeli tupot wojskowych buciorów piętro niżej. I krzyk.
-Proszę nie!
Kobieta piszczała. Męski głos coś jej surowo odpowiedział. Wtem usłyszeli huk o podłogę, po czym szybko wdrapujące się stopy po schodach. Nie minęła nawet minuta, gdy drzwi do ich jedynego azylu, zostały brutalnie otwarte.
-Ubieraj się, żołnierzu! Próbne ćwiczenia! – zawołał i zniknął w korytarzu, otwierając kolejne drzwi na klatce schodowej.
Katalina chwyciła Ibrę za ramię, mocno je ściskając. Zmarszczyła czoło ze konsternacji.
-Nie martw się. – odpowiedział uspokajającym, czułym głosem i ubrał przez głowę zgniłozielony sweter.
-Znajdę cię! – krzyknęła, gdy jej dłoń straciła dostęp do jego ramienia. Początkowo poczuła mocny ucisk w skroniach. Chciało się jej wyć. Byli tak blisko! A próbne ćwiczenia wojskowe mogły wszystko pokrzyżować! Jednak nie mogła sobie pozwolić na łzotok. Nie czekając ani sekundy dłużej, założyła coś cieplejszego na siebie – był już listopad, i zbiegła po schodach. Na swojej drodze napotkała pełno wystraszonych obywateli. Wszyscy próbowali coś zrobić, albo uciec przed obowiązkiem lub wykorzystać moment i przypochlebić się wojsku. Wszyscy wiedzieli, że to właśnie całodobowi żołnierze byli u steru Bloku Pierwszego.
Katalina spotkała sąsiadkę, która miała czerwone oczy od płaczu.
-Nie płacz. Gdzie ich zabierają? – spytała twardo.
-Mój synek. Zabrali go. On miał jedynie osiem lat! – Zapłakała, chowając twarz w kolorowej chustce.
Katalina zauważyła również fioletowo zielonego siniaka na jej policzku. Musiał ją ktoś uderzyć. Nawet wiedziała kto.
-Kto cię uderzył? – zapytała mimowolnie. Sąsiadka uciekła swoimi niebieskimi oczami przed jej czarnym świdrującym wzrokiem.
-Nieważne.
-Dobra, jak chcesz. Gdzie ich zabierają? – Zapytała ponownie, choć zerwała się do biegu, żeby dogonić ostatniego żołnierza, który jeszcze nie odjechał.
Katalina postanowiła wykorzystać teraz swój największy atut. Włosy czarne jak pieprz, a oczy jak dwa brylanty. Buźka nieco piegowata, jednak pełne różowe usta odwracały od nich uwagę.
-Przepraszam. – chwyciła go za przedramię i odwróciła w swoją stronę. Miał urodę typowo niemiecką. – W jaki kierunku się kierujecie? Zachód, wschód, południe? – Próbowała uśmiechać się przekonująco i trzepotać zalotnie rzęsami.
Wojskowy otaksował ją zniecierpliwionym wzrokiem. Jednak, gdy patrzył na nią coraz dłużej, jego spojrzenie łagodniało.
-Prawdopodobnie na wschód. Kilometr od granicy. – odpowiedział nie patrząc na nią. – Będzie pani na kogoś czekać? – Teraz dopiero na nią spojrzał.
Kata, pomyślała, że nie może zniszczyć takiej szansy.
-Na brata. – odparła miękko i poczuła ukłucie w sercu. Poczuła, że to kłamstwo. Żołnierz uśmiechnął się.
-Jest jakaś szansa, żebym mogła tam dojechać? – Wojskowy utkwił w niej zaskoczone spojrzenie. – Chciałabym go jeszcze zobaczyć, poza tym nie mam już osiemnastu lat, chciałabym w końcu wyjść za mąż. W tych barakach ciężko o mężczyznę dla mnie. Wie pan, sami żonaci lub dziadkowie. – Puściła do niego oczko. Słyszała, że kobiety czasem tak robiły, gdy chciały wziąć ślub.  
Mężczyzna uśmiechnął się rozbawiony i przytaknął.
-Tak, po drugiej stronie pakują zapasy do ciężarówek. Będzie się mogła pani z nimi zabrać.
Katalina aż podskoczyła z radości.
-Dziękuję. – Miała ochotę go ucałować, taka była szczęśliwa.
-Zasługuje pani na prawdziwe szczęście. – Zasalutował i odmaszerował.

Za kilka godzin Katalina gniotła się w jednej z kilkudziesięciu ciężarówek. W jednej z niej jedzie Ibra, pomyślała i zamknęła oczy, pacyfikując się tą myślą. Byli coraz bliżej celu, coraz bliżej szczęścia. Jednak nie było tak kolorowo. Katalina pracowała na kuchni i nie miała żadnego kontaktu z żołnierzami – a co dopiero z cywilami wcielonymi do wojska.
Mijały tygodnie. Zostały dwa kilometry do granicy. A wiadomości od Ibry nie przychodziły. Katalina zdążyła już przyzwyczaić się do całonocnych wyobrażeń o ponownym spotkaniu. Gładziła palcem jego twarz i brązowe włosy na fotografii, która pod wpływem częstego dotyku lekko wypłowiała.
-Wróć do mnie. – szeptała w ciemną noc, leżąc na twardym materacu. Nie wiedziała, że Ibra szepta to samo, będąc na poligonie z hełmem i karabinem w ręku.
 Mijały miesiące. Nadal zero wiadomości. Katalina starała się nie tracić nadziei.
-Uciekniemy. Razem. Ja. Ibra. – powtarzała jak litanię, zmywając naczynia.
Ostatnio dość często słyszała plotki na temat końca działań wojennych. Hm, zastanowiła się. Zazwyczaj trwało to znacznie krócej, więc może i te plotki były prawdziwe. Co najważniejsze miała plan. Zostaną tutaj, a gdy sytuacja się trochę uspokoi – przeskoczą granicę!
Pewnego wieczora, gdy kończyła swoją pracę i miała zacząć przygotowywać się do snu, usłyszała trzy strzały, a później radosne nawoływania żołnierzy. Wracali. Rzuciła swój stary zniszczony fartuch i pognała ile sił w nogach przed wojskowy kuchenny barak.
Nie myliła się. Przed jej oczami wyrastali, to kolejni żołnierze. Wszyscy szczęśliwi, że w końcu będą mogli się zabawić. Jakiś dwóch mężczyzn nawet ją ucałowało. Panowała ogólnie radosna atmosfera, ale również i chaos. Każdy chciał jak najszybciej dostać się do baraku mieszkalnego, wziąć kąpiel i najeść się do syta. Mówiono, że takie ćwiczenia miały przygotowywać mężczyzn do ciężkich czasów, które nie nadejdą, jeśli będziemy kochać swój kraj. Ale lepiej dmuchać na zimne. Zawsze tak mówiono, a Europa już miała za sobą dwie wojny światowe i jedną europejską. A więc po co? Bo tak wypada.
Katalina nie zatrzymywała się. Biegła przed siebie. W kurzu. W łoskocie. Miała nadzieje, że tak natknie się na niego szybciej. I znów miała racje. Szedł prawie jako ostatni, miał umazaną twarz i prawdopodobnie coś go cholernie bolało, bo ten ból malował się na jego wynędzniałej – niegdyś weselszej niż wesołe miasteczko, buźce.
-Ibra! – zawołała. Nie usłyszał jej. – Ibra! – powtórzyła, aż ją zapiekło gardło.
W końcu ją dostrzegł. Na początku przecierał oczy, jakby wyobraźnia splatała mu figla, później pomachał do niej i stanął z wiatrem w zawody.
Ile się nie widzieli? Cztery, pięć miesięcy? Sto pięćdziesiąt dwa dni, trzy tysiące sześćset godzin.
-Kata! – Szczera radość. – Co ty tu robisz?
-Mówiłam, że cię znajdę. – Przytuliła go, a on objął ją ciasno ramionami.
I tyle wystarczyło. Po twarzy Ibry pociekły ciepłe łzy, które zmyły nieco zaschły brud.
-Tak cię wymęczyła ta sztuczna wojna, że nie chciałabym cię widzieć po prawdziwej. – rzuciła, szturchając go zabawnie w bok.
-To nie wojna mnie wymęczyła, tylko tęsknota za tobą, Katalino. – Pocałował ją w czoło i zakołysał jej ciało w rytm kołysanki.
Przez całą noc rozmawiali i pili. Później tańczyli przy ognisku i było jeszcze więcej picia. Tutaj nie obowiązywała godzina wytchnienia.
-Uciekamy. Dzisiaj. – poinformował ją, patrząc na zegarek. Było dziesięć po szóstej. Większość już spała gdzieś w rowie lub toczyli ostatnie pijackie rozmowy.
-Ile?
-Sto metrów.
-Jak?
-Mam plan.
Zamiast iść spać i odespać zarwaną noc, pognali za baraki, żeby później udać się na wschód. Co ciekawe, w ogóle nie byli zmęczeni. Adrenalina dudniła im w żyłach.
Biegli. Ibrahim w wojskowym mundurze. Katalina w oliwkowym spodnium i w białej chustce na głowie. Z czasem chwycili się za ręce i do wspólnej ucieczki doszły radosne chichoty.
Czuli się jak ptaki wypuszczone z klatek. Wokół nich rozpościerało się puste, niezalesione pole.
W końcu dobiegli. Mieli nadzieję, że graniczna policja również imprezowała i przekroczą granicę bez większych problemów. Jednak, gdy weszli do przygranicznego budynku okazało się, że nie jest on pusty, a przy bramce stoi ktoś na warcie.
-Słucham? W czym mogę pomóc? – zapytał policjant. Nie wyglądał na takiego, którego można podpłacić. Oboje zbledli. Wtem do pomieszczenia wszedł jeszcze jeden wojskowy.
-Co się sta… - Nie dokończył, bo ją poznał. Ona poznała go. Był to ten sam żołnierz, z którym rozmawiała przed pięcioma miesiącami. Ibrahim rzucił jej pytające spojrzenie, potrząsnęła głową w odpowiedzi. Nie teraz, Ibra. Żołnierz w ułamku sekundy wszystko zrozumiał, nie wyglądał na pocieszonego. Na czole zarysowała mu się pionowa zmarszczka.
-Puść ich.
Przesłyszała się. Tak, musiała się przesłyszeć.
-Ale Hans… - Drugi żołnierz chciał protestować.
-Puść ich. – syknął i pokazał im ręką kierunek.
Minutę później słyszeli już za sobą tylko grzechot zamykanej metalowej bramy. Drugi Blok. Udało się im. Teraz musieli tylko pokonać paręnaście metrów piechotą przez wykarczowany las.
Ich szczęście było jednak za wczesne, żeby muc je świętować. Właśnie nadjeżdżała wojskowa furgonetka. Na początku chcieli się gdzieś schować, ukryć w zaroślach, wskoczyć do rowu, zanurzyć w błocie, byle tylko ich nie zauważyli. Ale gdzie mieli się schować, jak wokoło nie było nic oprócz spalonej trawy?!
-Dlaczego? Pytam się dlaczego. – Przez otwartą szybę usłyszeli mocny niemiecki akcent, po czym ujrzeli generała.
-Co to ma znaczyć, żołnierzu? Dezercja?
-Jaka dezercja, panie generale. „Wojna” się już skończyła.
Generał uśmiechnął się, tym razem jego wzrok spoczął na Katalinie.
-Dlaczego?
-Chcemy się pobrać. – wypaliła nagle kobieta. Ibra rzucił jej niezrozumiałe spojrzenie. To nie był strach przed ślubem, to było coś innego. Ale miała racja, nie mieli innego wyjścia. Blok Pierwszy bardzo cieszył się na wieść o ślubach – których z roku na rok było coraz mniej.
-Tak, chcemy się pobrać.  – powtórzył zdezorientowany Ibra. – Chcieliśmy zapytać o zgodę, panie generale.
-Wyśmienicie. Naszym ludziom przyda się rozrywka. – Dał znać kierowcy, żeby jechał.
-Ale nie mamy księdza. – wymamrotała Kata i oblała się rumieńcem.
-Oh, ktoś się znajdzie. Bez obaw. Jedź, Hoffmann.

Za czterdzieści pięć minut, znów stali po niewłaściwej stronie muru. Stali po stronie, z której od zawsze chcieli uciec. Ból był jeszcze bardziej nieznośny, gdy cel był na wyciągnięcie ręki.
Wszyscy zostali brutalnie zbudzeni. Jednak nikt nie protestował, byli zbyt zmęczeni. A ich obecność polegała jedynie na staniu i gapieniu się, wówczas gdy Ibrahim i Katalina stali na środku wydeptanej polany (w nocy paliło się tutaj opodal ognisko).
-No, zaczynajmy. Schneller*. – Poganiał generał, żołnierza, który przebrał się za księdza. O jego wyborze zadecydował przypadek lub pochodzenie żydowskie.
-Chwyćcie się za ręce. – polecił. - A więc zebraliśmy się tutaj, żeby połączyć te dwie zagubione dusze. – zaczął bardzo przekonująco mężczyzna odziany w białą szatę.
-Oh, proszę oszczędź nam tego wstępu, przejdź do najważniejszej kwestii, junge.*
„Ksiądz” pochylił się w kierunku pary.
-Jak się nazywacie?  - Katalina poczuła zapach alkoholu, zemdliło ją.
-Ibrahim. Katalina. – odparł bez przekonania Ibra.
Gdy dostał odpowiedź, kontynuował poważnym tonem. Naprawdę za bardzo wczuł się w rolę.
-Czy ty, Ibrahimie, bierzesz sobie za żonę, Katalinę? – Ibra wyglądał jakby miał zaraz zacząć płakać.
-Tak.   
-Świetnie. Czy ty, Katalino, bierzesz za męża tego żołnierza, imieniem Ibrahim? – Kata słyszała w uszach marsz żałobny.
-Tak. – Zacisnęła usta w wąską linię.
-Świetnie, ogłaszam was mężem i żoną! – Zawołał i reszta żołnierzy nagle się obudziła i zaczęła radośnie gwizdać. - No, to super. Teraz mogę spać dalej. – dodał nieco ciszej wojskowy, odprawiający „ślub” i położył się na drewnianej ławce.
-Gorzko! Gorzko! Gorzko! – wołali koledzy z poligonu. Ibra w końcu poddał się i pocałował Katalinę, swoją przyjaciółkę, siostrę, żonę. Pocałunek był delikatny, ale przeszedł ich dreszcz, gdy doszło do zbliżenia ust.
-Szeretlek, én katona.* – wypowiedziała patrząc prosto w jego piwne oczy.
-Szeretlek, én harcos.* – uśmiechnął się i objął ją ramieniem, jak starszy brat obejmuje swoją siostrę.
Generał i reszta wojskowych przysłuchiwali się ich tajemniczemu wyznaniu miłości. Dowódca wyglądał jakby miał zaraz puścić pawia. Reszta była zaciekawiona, co takiego siebie powiedzieli.
-Dajcie im pokój! – wydarł się generał do swojego podwładnego, który natychmiast wskazał im drogę.

Gdy zamknęły się za nimi drzwi, nie wiedzieli co takiego powinni powiedzieć, zrobić. Kochali się. To uczucie było prawdziwe, jak prawdziwie zimny jest śnieg. Oboje byli zawstydzeni. Ibra w pewnym momencie usiadł na łóżku i przyjrzał się pokojowi. Pokój różnił się o tych pokoi, w których spędzili ostatnie lata swojego życia. Największą różnice stanowiło duże, dwuosobowe łóżko i własna łazienka za ścianą. Ściany miały przyjemny jasnofioletowy kolor, a wykładzina pod stopami nie drapała. Wisiały nawet obrazy i lustro na ścianie.
-Nie chcesz mnie jako żony? Oto chodzi? – spytała Kata, siadając obok niego.
Mężczyzna potrząsnął głową.
-To dlaczego miałeś taką smutną minę, przez cały czas?
Ibrahim przykrył swoimi dłońmi jej dłonie.
-Nie o to chodzi. Nie chciałem tego robić, tutaj w Jedynce… Pragnąłem ci się oświadczyć w Kraju Kwitnącym. – Katalina nie wyglądała na przekonaną. Wtem żołnierz wyciągnął z kieszeni dwa kawałki sznurków. Kobieta otworzyła buzie z wrażenia i zapomniała ją zamknąć. Za kilka sekund zawiązał jej na serdecznym palcu kawałek brudnego, niby nic nie znaczącego sznurka. Po czym ona wykonała to samo na jego dłoni. Ten sznurek – lepki od brudu, znaczył więcej niż tysiąc słów, niż wszystko, co ludzie uważają za drogocenne.
Ibra położył się, podkładając pod głowę rękę, a Kata przytuliła mu się do serca.
-Uciekniemy. Razem. Ja. Kata.
-Uciekniemy. Razem. Ja. Ibra.


*Szeretem a második blokk. - Kocham Blok Drugi. (węg.)
*Szeretem, szeretlek, szeretik a második blokk. - Ja kocham, ty kochasz, oni kochają, Blok Drugi. (węg.)
*Schneller - szybciej (niem.)
*junge - chłopcze (niem.)
*Szeretlek, én katona. - Kocham cię, mój żołnierzu. (węg.)
*Szeretlek, én harcos. - Kocham cię, moja wojowniczko. (węg.)


***

PRAWDOPODOBNIE BĘDZIE II CZĘŚĆ :3 Cześć, tak w ogóle! J Został z Was – czytelników, choć jeden? Mam nadzieję, że tak.
Podobało się? Dzisiaj mi się to przyśniło. Oczywiście tylko kontekst wojny, podziału i chęci ucieczki. Reszta to dodanie ładu i składu. Dziękuję za obecność!

Bunko ♥

5 komentarzy:

  1. Nie przepadam za jedno partami, ale skoro nie dodajesz na razie kolejnych części z tego dłuższego opowiadania, to przeczytałam to. Bardzo szybko się to wszystko działo, ale to wiadome skoro chciałaś to streścić w jednej części:D Podoba mi się ten pomysł z Blokami i dwójką zakochanych, którzy chcą uciec za wszelką cenę do lepszego życia. To takie bardzo... naturalne i znane nam z przeszłości. Swoją drogą, fajne masz sny, haha;D
    Czekam na kolejny post ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. JESTEM ZAWSZE TAM GDZIE TY ♥

    Generalnie uwielbiam antyutopię, oczywiście w pewnym sensie :D Opowiadanie czy jedno czy wielo partowe jak zwykle najlepsze :3

    Czekam na coś nowego!

    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć. Ostatnio jest mi cholernie trudno zrozumieć twoje opowiadania. Pchasz dużo do jednego akapitu i opisujesz to na zasadzie wrzucania czego popadnie w możliwie jak największej ilości. Kiedy czyta się "sektor jeden to i to, a to i to to sektor drugi", to jako czytelnik idzie się pogubić. Choć może problem tkwi we mnie, bo ja wolę bardziej malownicze opisy, momentami wolne, a u ciebie to bach, bach, prędko, szybko byle do ostatecznego wątku.
    Nie wiem też czy traktować to opowiadanie jako dramat czy jako komedię. Jeśli chciałaś by to był dramat, to opisanie w sposób humorystyczny z dużym użyciem kolokwializmów, temu zaszkodziło. Choćby puszczenie pawia i pijanego, przebranego księdza można było przestawić tak, by żal czytelnikowi było tych dwojga.
    Tu jednak nie wiem jaki miałaś cel, więc nie mogę oceniać, może tak po prostu miało być. Przejdę do drugiej części i wtedy się dowiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj.
      W końcu mam czas, żeby Ci odpisać. Jeśli miałabym odnieść się do tego, że pcham dużo i na siłę - musiałabym napisać, że przepraszam za mój styl - czego nie zrobię. Po prostu, może nie przypadł ci do gustu mój sposób pisania i tyle. Chciałabym dowiedzieć się, co myślisz o samym pomyśle i fabule? :)I tak, racja upchałam w tym dużo, ponieważ nie planowałam dłużej historii.
      Jest to komediodramat. Sam dramat byłby zbyt prosty.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Ja myślę, że to nie jest kwestia stylu, bo na początku czegoś takiego nie było. Poza tym nie chodzi o to byś nie pisała tego co chcesz, byś nie wrzucała tego do tekstu, tylko by było to zrobione z jakimś wyczuciem, w pewnej kolejności, a nie skakanie z wydarzenia do dokładnego opisu wyglądu, zawodu, czegoś tam jeszcze, jakiś wspomnień, by znowu przeskoczyć do wydarzeń, które już czytelnikowi zaginęły w tłumie informacji (to tylko przykład, ale chodzi mi o zobrazowanie o co chodzi, bo nie mam teraz głowy do szukania konkretnych fragmentów, w kolejnym postaram się ich poszukać podczas czytania).
      To dla zobrazowania i przykład nie z twojego opowiadania:
      1. Opis ucieczki od którego zaczyna się opowiadanie.
      2. Nagłe wtrącenie wyglądu (jeśli byłoby to na zasadzie "przeczesał dłonią wilgotne rude włosy, to byłoby ok, ale jak się wrzuca wszystko od A do Z, to już wprowadza się niepotrzebne zamieszanie).
      3. Pisanie czym ktoś się zajmuje, np że jest krawcem i tworzy śliczne ubrania, co nie ma na chwilę obecną w ogóle związku z tą ucieczką i można by to umieścić w innym fragmencie, gdzieś gdzie by nie zawadzało.
      4. Opis miłości, ale od poznania się, zamiast tylko "spojrzał na nią z czułością".
      5. Powrót do ucieczki, o której czytelnik już zapomniał na tle tych wszystkich na chwilę obecną zupełnie niepotrzebnych informacji.
      Mam trochę wrażenie, że tłumaczysz czytelnikowi jak takiemu dziecku wszystko dokładnie co jak gdzie i kiedy, po co, dlaczego, z kim. Pamiętaj, że czytelnik to osoba myśląca i czasami powinna poczytać między wierszami i na niektóre informacje też może poczekać.
      Nie wydaje mi się też, by dramat był czymś prostym do napisania. Sama podjęłam taką próbę i uważam, że nie wyszło mi to za dobrze, że mogło być znacznie lepiej. Dramat, gdzie są momenty komediowe, humorystyczne piszę mi się lżej, łatwiej i też czytelnikom się chyba je łatwiej odbiera, patrzę na to porównując choćby "Zostaw uchylone" z "Się nie zdarza taka miłość".

      Pozdrawiam
      PS. Jedno z moich opowiadań niedługo zostanie ukończone. Byłoby mi miło gdybyś na nie zajrzała. Serdecznie zapraszam.
      „Zostaw uchylone...”

      Usuń

Skomentuj :) To dużo dla mnie znaczy.

*

© grabarz from WS | XX.